Wieczorny ból brzucha u Pierworodnego, rano też nie lepiej, szybka wizyta u pediatry i pobranie krwi zakończone zemdleniem ( nie wiem jak poprawnie ale wydaje mi się że tak) i wyniki na cito, skierowanie na chirurgię, szybkie (normalnie SZOK) obsłużenie na SOR-ze i przyjęcie na oddział. Kilka podpisów i Pierworodnego odprowadzam ( hmmm, przecież on na łóżku jechał) prawie pod samą salę operacyjną. Wracam na oddział i po 30 minutach z zadumy wybija mnie telefon na dyżurce że "...dziecko na chirurgię". Zjechałam na dół, dzieć żywy, ciut obolały ale już po wszystkiemu - można odetchnąć. Wieczorna wizyta lekarska i kolejne pocieszenie, że w czwartek do wypisu. Na nockę Tatko został bo Mały Ssak zaryczałby się a znając "życzliwych" sąsiadów zaraz różne organy interwencyjne postawione byłyby w stan gotowości - takie uroki mieszkania w bloku. Dobra, koniec o choróbskach na dziś.
Na osłodę zapraszam na podwójnie urodzinowy tort Żuczka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz