czwartek, 5 marca 2015

Jak nie zostać łosiem, czyli sprzedajemy mieszkanie, vol.1.

Długo, oj długo wzbranialiśmy się przed tą decyzją. Mam sentyment do tego miejsca, bo tutaj się urodziłam i wychowałam ale są sytuacje kiedy rozum i logika biorą przewagę. Tak było i w naszym przypadku. Rozpoczęta budowa domu, niechęć do zaciągania kredytu - klamka zapadła SPRZEDAJEMY MIESZKANIE.

Zrobiliśmy mały rekonesans na rynku, ile za m2, lokalizacja i daliśmy ogłoszenie w lokalnej prasie. Ogłoszenie "wisiało" od sierpnia. Było kilka telefonów (nie wiem dlaczego ale przeważnie kobiety) z zapytaniem, czasem ktoś się umówił na oglądanie i nie przyszedł (SICK) -  nie nadążałam sprzątać.
" A jaki jest standard mieszkania i jaki jest kolor ścian?" - Jak Pani chce to możemy złotem ściany powylepiać
 "Kuchnia w zabudowie to znaczy ze razem z pokojem?" - no comments
 "Czy da się pod blok podjechać?"  - Tia, nawet na 1 piętro.
To kilka perełek. Trafiła się również tzw. wisienka na torcie.
Zbyt pewne siebie, powiedzmy starsze (60+ na oko) małżeństwo. Od samego progu kobieta zaczęła robić generalny remont jeszcze naszego mieszkania, łącznie w wyburzaniem ścian. Mężczyzna z wyglądu zniesmaczony, jego zachowanie jednoznacznie skazywało na wykonywany zawód i pozostanie w poprzednim ustroju politycznym. Byli raz, potem drugi - bez zapowiedzi, potem 3 i na tym się skończyło. Skoro jest podana kwota X i ewentualna negocjacja to z naszego założenia znaczy że kupujący podaje stawkę Y, czyli:
X-Y=Z 
 i 
Z/2= A 
czyli do 
X+A = B
i obie strony powinny być zadowolone.

Małżeństwo zaproponowało kwotę C, która stanowiła nasze X -1/5X !?!?!?!?!????? Tylko dlatego bo pani zachciało się balkonu. Bo w drugim mieszkaniu które oglądali na parterze (metraż i układ taki sam) nie było balkonu, za to tak komfortowe że od razu się wprowadzać i cena C+10tys. 
W oczach była taka pewność, ze będziemy tańczyć tak jak nam zagrają....
I tu się przeliczyli, myśleli że łosi znaleźli, bo młodzi i niedoświadczeni? Nie to co oni wyjadacze co już w 5 miejscach mieszkali. Podziękowaliśmy bo ta 1/5X to dla nas dużo a żeby za taką kwotę sprzedać mieszkanie to mogliśmy do wiosny poczekać. W sumie przerażała nas perspektywa spędzenia zimy z dziećmi na stancji - a za darmo też nikt nie będzie nas trzymał. 
Suma sumarum opłacało się poczekać bo mieszkanie idzie po zadowalającej obie strony cenie.
Wiecie, że kłamstwo ma krótkie nogi, prawda? W mieszkaniu na które zdecydowali się w/w, to na parterze, to gotowe do zamieszkania - remontowali prawie MIESIĄC.
Wczoraj rano, prowadząc Żuczka do przedszkola zaczepił mnie ów mężczyzna:
-To jeszcze nie sprzedaliście mieszkania?
- Właśnie sprzedajemy, wyprowadzamy się po Świętach.
- My Wam dobrą cenę proponowaliśmy...
- Tu nam lepszą zaproponowano :-P
- Do ręki byście kasę mieli.
- Aż tak nam się nie śpieszyło - burknęłam bo system w przedszkolu nie będzie czekał. Inaczej chętnie bym w dyskusję uderzyła. 
Typowe komunistyczne myślenie - kasa do ręki i sayonara. Nie myśląc, że Bóg wie z jaką kasą ręku - w 3 m-ce domu nie postawimy, szczególnie w zimie a stancja też kosztuje.
A Wy macie jakieś doświadczenia związane z kupnem/sprzedażą nieruchomości?
Czekam na Wasze komentarze.
Już wkrótce vol.2 sprzedaży mieszkania. Tym razem biurokracja na tapecie.





1 komentarz:

  1. co prawda, to prawda. Na takiej stancji to można wybulić sporo kasy, tym bardziej jak naliczą za grzanie. A dzieci w zimnie siedzieć nie będą przecież.

    OdpowiedzUsuń