Zrobiliśmy mały rekonesans na rynku, ile za m2, lokalizacja i daliśmy ogłoszenie w lokalnej prasie. Ogłoszenie "wisiało" od sierpnia. Było kilka telefonów (nie wiem dlaczego ale przeważnie kobiety) z zapytaniem, czasem ktoś się umówił na oglądanie i nie przyszedł (SICK) - nie nadążałam sprzątać.
" A jaki jest standard mieszkania i jaki jest kolor ścian?" - Jak Pani chce to możemy złotem ściany powylepiać
"Kuchnia w zabudowie to znaczy ze razem z pokojem?" - no comments
"Czy da się pod blok podjechać?" - Tia, nawet na 1 piętro.
To kilka perełek. Trafiła się również tzw. wisienka na torcie.
Zbyt pewne siebie, powiedzmy starsze (60+ na oko) małżeństwo. Od samego progu kobieta zaczęła robić generalny remont jeszcze naszego mieszkania, łącznie w wyburzaniem ścian. Mężczyzna z wyglądu zniesmaczony, jego zachowanie jednoznacznie skazywało na wykonywany zawód i pozostanie w poprzednim ustroju politycznym. Byli raz, potem drugi - bez zapowiedzi, potem 3 i na tym się skończyło. Skoro jest podana kwota X i ewentualna negocjacja to z naszego założenia znaczy że kupujący podaje stawkę Y, czyli:
X-Y=Z
i
Z/2= A
czyli do
X+A = B
i obie strony powinny być zadowolone.
Małżeństwo zaproponowało kwotę C, która stanowiła nasze X -1/5X !?!?!?!?!????? Tylko dlatego bo pani zachciało się balkonu. Bo w drugim mieszkaniu które oglądali na parterze (metraż i układ taki sam) nie było balkonu, za to tak komfortowe że od razu się wprowadzać i cena C+10tys.
W oczach była taka pewność, ze będziemy tańczyć tak jak nam zagrają....
I tu się przeliczyli, myśleli że łosi znaleźli, bo młodzi i niedoświadczeni? Nie to co oni wyjadacze co już w 5 miejscach mieszkali. Podziękowaliśmy bo ta 1/5X to dla nas dużo a żeby za taką kwotę sprzedać mieszkanie to mogliśmy do wiosny poczekać. W sumie przerażała nas perspektywa spędzenia zimy z dziećmi na stancji - a za darmo też nikt nie będzie nas trzymał.
Suma sumarum opłacało się poczekać bo mieszkanie idzie po zadowalającej obie strony cenie.
Wiecie, że kłamstwo ma krótkie nogi, prawda? W mieszkaniu na które zdecydowali się w/w, to na parterze, to gotowe do zamieszkania - remontowali prawie MIESIĄC.
Wczoraj rano, prowadząc Żuczka do przedszkola zaczepił mnie ów mężczyzna:
-To jeszcze nie sprzedaliście mieszkania?
- Właśnie sprzedajemy, wyprowadzamy się po Świętach.
- My Wam dobrą cenę proponowaliśmy...
- Tu nam lepszą zaproponowano :-P
- Do ręki byście kasę mieli.
- Aż tak nam się nie śpieszyło - burknęłam bo system w przedszkolu nie będzie czekał. Inaczej chętnie bym w dyskusję uderzyła.
Typowe komunistyczne myślenie - kasa do ręki i sayonara. Nie myśląc, że Bóg wie z jaką kasą ręku - w 3 m-ce domu nie postawimy, szczególnie w zimie a stancja też kosztuje.
A Wy macie jakieś doświadczenia związane z kupnem/sprzedażą nieruchomości?
Czekam na Wasze komentarze.
Już wkrótce vol.2 sprzedaży mieszkania. Tym razem biurokracja na tapecie.
co prawda, to prawda. Na takiej stancji to można wybulić sporo kasy, tym bardziej jak naliczą za grzanie. A dzieci w zimnie siedzieć nie będą przecież.
OdpowiedzUsuń